„Najnaj” to określenie odnoszące się do najmłodszych dzieci. Wywodzi się z języka teatru, w którym mianem tym określa się grupę najmłodszych widzów (w wieku od 0 do 3 lat). Niniejszy artykuł poświęcony jest właśnie „NAJnajnajom” – najmłodszym z najmłodszych, będącym w bardzo wymagającym i intensywnym okresie życia.
Pierwsze trzy miesiące życia małego człowieka to trudny czas dla niego samego, ale i dla mamy, taty (i psa, i kota… i każdego, kto z nim mieszka). Zwyczajnie trudny. Trzeba się do siebie przyzwyczaić, fizycznie jest się zmęczonym, psychicznie wykończonym. A mały człowiek zaskakująco szybko się rozwija i zmienia z każdym dniem. Badania pokazują, że w ciągu pierwszych trzech lat mózg takiego dziecka osiąga już 90% pojemności mózgu osoby dorosłej i zachodzą w nim ogromne zmiany. Choć liczba neuronów pozostanie taka sama już do końca życia, to zmieni się liczba i rodzaj połączeń między nimi. Można powiedzieć, że mózg już „nie urośnie”, ale się ukształtuje, a proces ten przebiega lepiej przy odpowiedniej stymulacji.
To, co intuicyjnie robią kochający rodzice i opiekunowie małego człowieka, w większości wystarcza, by jego mózg odpowiednio się rozwijał. Jednakże dzięki odpowiedniej stymulacji ten rozwój można zintensyfikować. W tego rodzaju działania wpisuje się między innymi aktywny kontakt dorosłego z dzieckiem, na przykład wspólne czytanie książek, które ponadto całościowo wpływa na rozwój małego człowieka – dziecko chłonie świat wielozmysłowo, podczas wspólnej lektury angażowane są różne obszary w jego mózgu.
Jaka książka dla „NAJnajnaja”?
Książka jest obiektem, który na co dzień z pewnością będzie wzbudzać zainteresowanie niemowlęcia. W zakamarkach internetu można trafić na pewne wytyczne dotyczące książek dla najmłodszych. Ja natomiast, korzystając z własnego doświadczenia, chciałabym podzielić się pewnymi spostrzeżeniami na temat książek dla „najnajów”, czyli małych ludzi w wieku od urodzenia do 3 miesiąca życia, zwłaszcza tych przeznaczonych do wspólnego czytania i oglądania.
Nie musi być z kartonu, ale…
To może szokujące, ale okazuje się, że książka dla tak małego człowieka nie musi być wcale z kartonu. Nie musi być nawet z pianki czy z materiału.
Przynajmniej na razie, bo dziecko po nią nie sięgnie, nie zniszczy i nie zrobi sobie nią krzywdy
… musi być kontrast
Istotne pozostają jednak kontrastowe ilustracje, najlepiej czarno-białe, czarno-biało-czerwone. To prawda, dziecko na początku nie rozróżnia barw i chętnie wodzi wzrokiem za mocnymi, konturowymi, najlepiej jeszcze kompozycyjnie domkniętymi formami. Na tym etapie możemy odpuścić akwarelowe, pastelowe przedstawienia, bo dziecko i tak ich nie zobaczy.
Brzuszkowanie, czyli dobrze jak sama stoi
Jeśli chodzi o budowę takiej książki, to dobrze sprawdzą się „sztywniaczki” i wszelkiego rodzaju harmonijki (leporello), które podczas leżenia na brzuchu umilą maluchowi to trudne zadanie. Będzie łatwo je postawić (bez podpierania), a nawet otoczyć nimi malucha, tym samym zachęcając do wodzenia wzrokiem i obracania głowy, a później do obracania całego siebie.
Zawsze łatwiej z fabułą
Z jakiegoś powodu gros książek adresowanych to książki bez tekstu, tzw. wczesnokonceptowe, ukazujące tylko konkretne przedmioty z podpisami (a czasem i bez nich). Pojawia się też sporo abstrakcyjnych figur, wzorów, symboli. Te publikacje, poza spełnianiem wymogu kontrastowości, nie są narracyjne.
Jeśli kładziemy się z małym człowiekiem i chcemy mu poopowiadać, co książeczka przedstawia, to stajemy przed nie lada wyzwaniem wymyślania narracji do abstrakcyjnych figur albo wybranych według dziwnego klucza przedmiotów (przypominam, że pierwsze trzy miesiące to nie przelewki i wielokrotnie rodzic sam chciałby, żeby ktoś mu coś poczytał). Warto więc wybrać takie pozycje, które będą dość kontrastowe, ale będą również zawierały fabułę bądź jakąś tej fabuły podpowiedź.
Uwaga, za wcześnie!
Na tym etapie nie musimy zapewniać małemu człowiekowi dostępu do książek, które „grają i buczą”, z okienkami, zapadkami i innymi dodatkowymi elementami. Można natomiast wprowadzać książki szeleszczące, z dzwoneczkami, które nadają się do lektury własnej. Dziecko bez pomocy rodzica – ale oczywiście pod jego czujnym okiem – może sobie „czytać”.
A co z tymi bez obrazków?
Ot, i skrzywienie ilustratorki. Przecież czytamy dziecku nie tylko książki z obrazkami. W dodatku interesujący nas okres rozwojowy pozwala na czytanie maluchowi utworów wszelakich. Byleby zachować melodyjność, śpiewność i emocje podczas takiego odczytu. Dlatego jeśli chodzi o książki do słuchania, to z pewnością przydadzą się opowieści z licznymi dialogami (naturalnie przychodzi wówczas dorosłemu modulowanie głosu). A są i tacy duzi ludzie, którzy tym najmniejszym czytają akurat to, na co sami mają ochotę. Monotonne czytanie też odgrywa swoją rolę, jest bowiem znakomitym wyciszaczem i – być może? – usypiaczem.
Nigdy nie jest za późno na rozpoczęcie kontaktów dziecka z książką oraz dodatkową stymulację mózgu małego człowieka. Książka to cały ocean korzyści, z którego warto czerpać codziennie. Nie zawsze wspólna lektura będzie przebiegała zgodnie z naszymi wyobrażeniami. Nie zawsze da się uratować strony przed niemowlęcymi dziąsłami (a później zębami). Ważne, że dzięki niej z naszych małych ludzi wyrosną duzi czytelnicy o wielkich sercach i otwartych umysłach.
Dominika Czerniak-Chojnacka
Bibliografia
- Szperlich-Kosmala, Jak rozwija się mózg dziecka w pierwszych latach życia?, https://dziecisawazne.pl/rozwija-sie-mozg-dziecka-pierwszych-latach-zycia/ (dostęp: 29.10.2021).
- Murkoff, Pierwszy rok życia dziecka, Poznań 2019.
- Korzyści płynące z czytania warto poznać dzięki publikacjom towarzyszącym akcji „Mała książka – wielki człowiek”: Książką połączeni, czyli o roli czytania w życiu dziecka, red. G. Dul, K. Humeniuk, Kraków 2017; Książką połączeni, czyli czytam dziecku od narodzin, red. G. Dul, K. Humeniuk, Kraków 2021.