Kampania „Mała książka, wielki człowiek” mierzy się z tematem powszechnie znanym i lubianym. Bo że czytać warto, to wiemy, ale już dlaczego warto i co warto czytać, budzi wiele kontrowersji.
Propozycji lektur dla dzieci w różnym wieku jest sporo, a wydawnictwa prześcigają się w nowych publikacjach (zajrzyj do zakładki „Co czytać”). Chcąc podpowiedzieć rodzicom, dziadkom i opiekunom co czytać, żeby było nie tylko z pożytkiem, ale i ciekawie, zapytaliśmy o rekomendacje lektur autorytet w dziedzinie literatury dziecięcej i młodzieżowej, a prywatnie także czytającego ojca – wykładowcę Uniwersytetu Warszawskiego, autora licznych książek oraz wyborów baśni i wierszy dla najmłodszych – profesora Grzegorza Leszczyńkiego. Dodamy, że jedną z ważniejszych książek z dzieciństwa prof. Leszczyńskiego jest Doktor Dolittle i jego zwierzęta. Pewnie dlatego poza żoną, córką i synem w jego domu znalazło się miejsce dla dwóch psów i pięciu kotów…
Czy literatura dla najmłodszych rządzi się swoimi prawami?
„Dyskusja na ten temat trwa od dawna…” – profesor przytacza postać Stanisław Karpowicza, XX-wiecznego badacza literatury dziecięcej, ale też powszechnie znanych braci Grimm, którzy twierdzili, że nie ma potrzeby tworzenia oddzielnej literatury dla dzieci. „Młody człowiek może przecież zapoznawać się z książkami dla dorosłych, ewentualnie ich adaptacjami. Tak robią np. Anglicy, od lat wydając serie, w których małym dzieciom prezentują najważniejsze dramaty Szekspira” – wspomina i kontynuuje: „Inny nurt mówi o tym, że pisanie dla najmłodszych to zupełnie inna literatura – ma swoich autorów, półki w księgarniach i nagrody. Ale jeżeli jakieś „dorosłe” utwory są psychologicznie dostępne dla młodego czytelnika, to warto, żeby pojawiały się w propozycjach czytelniczych. Przecież Winnetou, Podróże Guliwera, Robinson Krusoe czy wydawana od lat jako książka dla dzieci Pani Twardowska były pisane dla dorosłych. Z drugiej strony utwory pisane dla dzieci są częścią wielkiej narodowej literatury, jak chociażby nasze baśnie Leśmiana, Alicja w Krainie Czarów z Wielkiej Brytanii czy francuski Mały Książę. Jedno z drugim się bardzo wyraźnie splata i to dobrze. Dzieci żyją w pełnej kulturze, warto żeby zetknęły się z ważnymi utworami literackimi nie tylko tymi pisanymi dla nich. To, z czym się nie zetknęliśmy w dzieciństwie, w wieku dorosłym smakuje zupełnie inaczej” – podsumowuje.
Jaka powinna być dobra książka dla dziecka?
„Wartościowa literatura dla dziecka jest jak wartościowy posiłek – zdrowy, ale różnorodny, barwny i zachęcający do sięgnięcia po niego. Przede wszystkim liczy się ta różnorodność – dziecko powinno poznawać książki lżejsze, humorystyczne, ale też poważne, silnie wzruszające. Bo jeśli opiekun zabroni kategorycznie coli i chipsów, a będzie serwować mdłą papkę, wiadomo, jaki będzie efekt”.
„Dobra książka powinna wywoływać silne emocje. Dzisiaj dziecko żyje w świecie mediów i gier komputerowych, które budzą takie właśnie emocje. Jeżeli książka będzie byle jaka, to dziecko uzna, że oglądanie filmów jest po prostu lepsze. Książka śmieszna musi wywoływać głośny śmiech, smutna – wzruszać do łez, a poważna – mówić coś ważnego, podawać to w innej formie niż media i naprawdę dawać do myślenia”.
„Dobra książka nie infantylizuje i nie ukrywa trudnych rzeczy. Życie może i bywa usłane różami, ale róże mają kolce. Emocji nie dzieli się już na złe i dobre. Dziecko trzeba umieć przeprowadzić nie tylko przez te dobre chwile, ale także przez trud życia, trud cierpienia i trud umierania”.
„Dobra książka musi być piękna – jeżeli wygląda tak, że nie chce się jej wypuścić z ręki, dziecko będzie ją trzymało. Czasem to może być bożonarodzeniowy kicz, czasem wyglądać jak wprowadzenie do sztuki współczesnej – obserwujmy reakcje dziecka – jeżeli jest zafascynowane, świetnie, jeżeli ją odrzuca, nie róbmy nic na siłę”.
„I chyba sprawa najważniejsza: dobra książka przedstawia świat z perspektywy dziecka, jak u ks. Twardowskiego, Korczaka, Brzechwy czy Tuwima. Nie infantylnie, ani nie tak jak my, dorośli, go widzimy, tylko taki, jakim widzi go młody człowiek. Książki lubiane przez dzieci wcale nie są pouczające czy pełne dydaktycznych rad, ale stawiają ważne dla dziecka pytania, jak chociażby te Małego Księcia o miejsce w świecie. To książka, która w nas zostaje nie dlatego, że dowiedzieliśmy się z niej czegoś nowego, ale przeżyliśmy coś wielkiego i bardzo istotnego”.
„Książka nie jest od tego, żeby wychowywać. Od tego są rodzice, babcia z dziadkiem, ciocia z wujkiem, ksiądz czy nauczyciel w szkole. Książka ma pozwolić coś przeżyć, zabrać dziecko w swój świat i pozwolić mu cieszyć się z czytania. Jeżeli tak się stanie, dzieci naprawdę będą czytać”.
Co czytano nam, a co my dziś czytamy dzieciom?
„Jak popatrzymy na to, co z tych milionów książek zostało nam w obiegu i pamięci czytelniczej, to są to przede wszystkim książki humorystyczne i baśnie. Wybory baśni czy Tomek Sawyer są wciąż popularne, co pokazuje, jakie tendencje się utrzymały. Jednak nastąpiły też fundamentalne przesunięcia, jak np. we wspomnianym Sawyerze, ale też w Pippi Pończoszance czy Panu Hilarym Tuwima, gdzie obiektem drwin i żartów są nie dzieci, ale dorośli. Dzisiaj potwierdza to niesłabnąca popularność takich książek jak np. Mikołajek, które są niesłychanie śmieszne, dlatego że pokazują świat z perspektywy dziecka i to, co jest w nim śmieszne, jest takie właśnie z dziecięcej perspektywy. Innym przykładem takiego humoru jest wstęp do Kubusia Puchatka – <<Dawno, dawno temu… dokładnie w zeszły piątek>>”.
„Drugą rzeczą, która wyraźnie się pojawiła w książkach współczesnych, jest pewna antypedagogika – pokazywanie, że jedynym źródłem zagrożenia wobec dzieciństwa są dorośli. Choć eksponowany dzisiaj, ten motyw był już obecny, bo choćby u Grimmów – któż zaprowadza Jasia i Małgosię do lasu? Ojciec przecież”.
„Kolejny motyw obecny dziś w literaturze to obcość, odmienność czy motyw uchodźców. Każdy z nas czuje się w jakimś sensie odmieńcem. Gdy jesteśmy dorośli, cenimy tę swoją odmienność, ale w dzieciństwie często nam ona dokucza. Te wątki były zresztą obecne dawniej, chociażby przytoczony Mały Książę czy Pippi Pończoszanka byli w pewnym sensie odmieńcami, jednak dziś temat jest jeszcze bardziej eksponowany i książki dla dzieci czy młodzieży świetnie sobie radzą z ważnymi problemami dzieciństwa, takimi jak kompleksy i brak akceptacji, trudne relacje rodzinne czy rozwody”.
Jak książką lub historią pokazać dziecku to, jak było kiedyś?
„Książka powinna mówić o tym, czym żyje świat, opowiadać o tym, co zawsze było ważne, ale z zupełnie nowej perspektywy. Dla dziecka przeszłość to jak dla laika oglądanie gwiazd – wszystkie są na jednym poziomie, takie same. A my wiemy, że tak nie jest. Dziecko jest skoncentrowane na współczesności, dlatego gdy chce się mu opowiadać o przeszłości i powiązać jego zainteresowania z dawnymi rzeczami, trzeba to robić zawsze z jego perspektywy i przez pryzmat jego własnych doświadczeń. Jeżeli chcemy pokazać, jak wyglądała kiedyś szkoła, to tylko porównując do dzisiejszej szkoły, jeśli opisujemy dawną rodzinę, to odnosząc się do jego rodziny. Podstawową sprawą jest umiejętność wiązania tego, co było, z tym, co jest.”
…a więc jaka książka dla dziecka?
Podsumowując słowa prof. Leszczyńskiego, można pokusić się o łatwy do zapamiętania model 3 x P. Dobra książka dla młodego czytelnika jest poruszająca (emocje i wyobraźnię), piękna (w różnych tego piękna przejawach) i prawdziwa (autentyczna i pisana z perspektywy dziecka). Sam profesor zapytany o to, jakich książek nie należy czytać dzieciom, odpowiada bez namysłu: „Złych, to znaczy nudnych. Jak ona jest nudna, to koniec”.