Siła książek i czytania z dziećmi

Wywiad z Wiktorią Filus, główną bohaterką spotu, promującego kampanię „Mała książka – wielki człowiek”.

Spot dla Instytutu Książki promuje czytanie dzieciom, czy ta tematyka była Pani wcześniej bliska, zwłaszcza jako młodej mamie?

Wiktoria Filus: Oczywiście. Jestem mamą 6-letniej Marianki i dwumiesięcznego Stasia. Czytanie to ważna część naszej codzienności. To coś, co łączy naszą rodzinę z wielką radością – i uczymy się tego każdego dnia.

Czy rola w tym spocie różniła się od innych projektów, w których brała Pani udział?

Wiktoria Filus: Praca na planie technicznie nie różniła się od innych projektów, ale dla mnie była wyjątkowa. Po pierwsze, to był mój pierwszy plan zdjęciowy po przerwie związanej z ciążą i porodem. Po drugie, zagrał w nim mój synek, który miał wtedy zaledwie trzy tygodnie. Staś doskonale wyczuł tempo pracy ekipy – spał, gdy kręciliśmy sceny i dopominał się mojej uwagi w przerwach. To było niezwykle wzruszające doświadczenie.

Jakie przesłanie, według Pani, niesie ten spot?

Wiktoria Filus: Przede wszystkim przypomina nam, aby w codziennym pędzie znaleźć chwilę na czytanie dzieciom. To aktywność, którą możemy dzielić z dzieckiem wszędzie i o każdej porze dnia. Korzyści ze wspólnego czytania są ogromne – dzieci czują, że dorosły otwiera przed nimi nowy świat, czują się ważne i docenione. Rozmowy, pytania i odkrywanie nowych tematów towarzyszą temu, co czytamy. Czytanie to także sposób na omówienie trudnych zagadnień czy rozwiązywanie problemów. Poza tym to świetna zabawa – można usiąść lub nawet się położyć, poprzytulać… a takie chwile przy małych dzieciach są na wagę złota! (śmiech)

Czy pamięta Pani swoje ulubione książki z dzieciństwa? Czy są takie, które chciałaby Pani przekazać swoim dzieciom?

Wiktoria Filus: Pierwsza, która przychodzi mi na myśl, to „Kubuś Puchatek”. Tata bardzo często czytał mi tę książkę przed snem. Jako dziecko uwielbiałam również wiersze, zwłaszcza Brzechwy. Po te same książki sięgnęliśmy, gdy urodziła się Marianka. Ma już 6 lat, a „Kaczka Dziwaczka” czy „Na straganie” nadal są dla niej zabawne. Na początku interesowały ją głównie historie o ożywionych warzywach czy przedmiotach codziennego użytku, ale teraz zaczyna zauważać w nich humor i morał. Te wiersze znam już na pamięć – recytuję je Staśkowi, kiedy leży w bujaczku, a ja chcę np. wstawić pranie. Niemowlaki uwielbiają rytmiczne i melodyjne utwory.

Kiedy Marianka podrosła, sięgnęłam po moją kolekcję książek Roalda Dahla, takich jak „Matylda” czy „BFO”. To cudowne uczucie wracać do historii z dzieciństwa i dzielić je z własnym dzieckiem.

Jaką rolę odgrywają książki w Pani domu? Czy wprowadziła Pani rytuały związane z czytaniem?

Wiktoria Filus: Książki są u nas tak samo obecne, jak zabawki. Nie czytamy codziennie – życie bywa różne. Czasem specjalnie szykujemy się wcześniej do spania, żeby dłużej poczytać, a innym razem, gdy wszyscy są zmęczeni, włączamy audiobooka. Częściej sięgamy po książki jesienią i zimą, kiedy wieczory są dłuższe i nie spędzamy tyle czasu na dworze. Zawsze pakuję też książki na wyjazdy. Czytanie to idealne zajęcie w podróży – w pociągu, na lotnisku czy w restauracji, podczas oczekiwania na posiłek.

Jak udaje się Pani łączyć pracę zawodową z obowiązkami młodej mamy?

Wiktoria Filus: Mam wielkie szczęście, bo nie jestem sama. Mój mąż przejmuje opiekę nad dziećmi, kiedy wyjeżdżam na plan. Jeśli nie możemy zsynchronizować obowiązków, pomagają nam dziadkowie. Na szczęście prawie cała rodzina mieszka w tym samym mieście, co jest ogromnym wsparciem. Zdarza się też, że mam zdjęcia w odległych miejscach, np. nad morzem – wtedy jedziemy wszyscy razem. Łączymy pracę z rodzinnym czasem.

Czy jest jakaś książka, którą szczególnie poleca Pani młodym rodzicom?

Wiktoria Filus: Mam kilka ulubionych. Wspomniałam już o wierszach Brzechwy, ale polecam też Tuwima, Krasickiego czy Konopnicką. Dla młodszych dzieci świetna jest seria o Puciu autorstwa Marty Galewskiej-Kustry. Dla starszych – seria o Skarpetkach Justyny Bednarek, szczególnie „Banda Czarnej Frotte”. Z Marianką znamy tę część na pamięć! (śmiech) Bardzo lubimy też „Wielką księgę uczuć” Grzegorza Kasdepke. To historie o przedszkolakach i ich wychowawczyni, które w ciekawy sposób uczą dzieci rozumienia emocji.

Jakie wartości chciałaby Pani zaszczepić dzieciom poprzez czytanie?

Wiktoria Filus: Szukam książek, które w ciekawy i inteligentny sposób opowiadają o codzienności i emocjach. Moje pokolenie rodziców stawia na uczenie dzieci, jak przeżywać emocje i jak radzić sobie z tymi trudniejszymi – literatura dziecięca świetnie to wspiera. Wybieram też książki rozwijające empatię i uważność na otaczający nas świat. Na przykład ostatnio sięgnęłyśmy po „Tajemniczy ogród”. Nie sądziłam, że Marianka wytrwa do końca, ale historia ją pochłonęła. Już następnego dnia uważniej przyglądała się listkom i rozmawiała z ptakami – zupełnie jak Mary z Rudzikiem w zaczarowanym ogrodzie. To właśnie moc książek!